Arcade Gamer Portable i Arcade Ultimate Portable  |  Autor - MartiusR

 

 
Proste przenośne konsolki z wbudowanymi grami nie są niczym nowym - wystarczy wspomnieć choćby o handheldach firmy Tiger, wzorowanych na technologii z Game & Watch firmy Nintendo (na wschodzie również powstała cała masa „naśladowców”) oraz znane niemal każdemu „Brick Games”, z prostą grafiką opartą na czarnych kwadracikach, zawierającą gry takie jak Tetris, Snake czy też „przodka” Battle City. Z czasem myśl techniczna handheldów „drugiej kategorii” ewoluowała, w efekcie czego zawierały one gry wzorowane na ośmiobitowych hitach z Famicoma/NESa (rzadziej Master System). Oczywiście poza produkcjami „autorskimi” (często zresztą stanowiącymi bezpardonową zrzynkę z oficjalnych gier wydawanych w latach 80-tych) pojawiały się na nich również zwykłe, komercyjne tytuły – zazwyczaj nielegalnie, bo bez licencji, produkowane i sprzedawane „poza” czujnym okiem prawników z Nintendo, Segi, Konami czy innego Capcomu. W pewien sposób „bliźniacza” jest również tendencja do nieustannego wznawiania starych systemów w formie stacjonarnej, zarówno jeśli mowa o typowych tanich podróbkach (imitujących wyglądem i nazwą nowe konsole), jak i „jawnych” naśladowcach, próbujących odwzorować stare sprzętu pokroju Atari 2600 czy Collecovision.

W trend ten wpisała się również SEGA, poprzez kooperację z firmą AtGames. I tak pod auspicjami „niebieskich” zaczęła wychodzić masa urządzeń (w rozmaitych wariacjach) udających poczciwego Mega Drive'a, rzecz jasna z wgranymi klasykami pokroju Ecco, Sonica czy Alexa Kidda. Poza stacjonarnymi modelami wyszły również mobilne, w pewien sposób dość podobne do „ostatniej fali” pirackich konsolek.
Opisywane produkty różnią się jednak tym,że są licencjonowane – a więc nie ma tu mowy o żadnym piractwie. Ale – czy wraz z licencją (a zarazem ceną, która nazbyt niska nie jest) w parze idzie odpowiednia jakość wykonania? Nadszedł czas, aby przekonać się, czy wspomniane w tytule urządzenia są warte uwagi.

Arcade Gamer Portable

Cena tego urządzenia jest niższa niż „szesnastobitowych” odpowiedników – waha się bowiem od stu dziesięciu do stu sześćdziesięciu złotych. Pierwsze wrażenie robi jak najbardziej pozytywne – pudełko jest małe i zgrabne, a jego wnętrze dobrze zabezpiecza konsolkę. Przyczepiłbym się jedynie do tego, że na opakowaniu nie ma „zwykłej” listy dostępnych gier – zamiast tego mamy 30 miniaturek reprezentujących każdą z nich. W środku, poza samą konsolką (ekran zabezpieczony jest folią) znajdziemy jedynie instrukcję oraz mały śrubokręcik, służący do odkręcania klapki zabezpieczającej slot na baterie. Tak, jest to niewątpliwie dość specyficzne i mało wygodne rozwiązanie – co prawda nie jest żadnym problemem zamontowanie baterii (potrzeba 3 paluszków AAA), ale mimo wszystko takie dodatkowe zabezpieczenie nie ma tutaj w zasadzie uzasadnienia. W pudełku znajdziemy też specyficznie wyglądające... puste miejsce. Prawdopodobnie na kabelek AV, który do europejskiej wersji nie jest załączany.
Krótko o instrukcji – mała, dostępna w kilku językach (bez polskiego), ale i tu nie obyło się bez głupich błędów – przykładowo w opisie gier Sonic Chaos i Sonic Triple Trouble opis uparcie sugeruje, że możemy wybrać Knucklesa (a w żadnej z nich nie ma takiej możliwości). Wracając do samej konsolki – jest bardzo małych rozmiarów, ale w moim przypadku okazała się bardzo poręczna i wygodna. Szczególnie zaskoczył mnie krzyżak – ze swoimi wklęsłymi kształtami wyglądał mi na słabo wykonany, ale w praktyce leży bardzo dobrze pod kciukiem i sprawdza się bez zarzutu. Dwa przyciski po prawej stronie są wykonane poprawnie – czas reakcji jest satysfakcjonujący i nie wywołują dyskomfortu podczas użytkowania. Przyciski są zatem wykonane poprawnie, a wręcz zaskakują w urządzeniu tej klasy.
Handheld zawiera też gniazdko słuchawkowe (jedyne znajdujące się pod spodem), oraz drugie gniazdko jackowe, będące portem audio-video, umożliwiającym podłączenie konsolki do telewizora. Oprócz tego na górze umiejscowiony jest również prosty przesuwany włącznik i regulacja głośności – standard.
Pora przejść do dania głównego – czyli gier i tego, jak się w nie gra. Konsolka zawiera w sumie trzydzieści pozycji. Ich pełną listę podałem na końcu tej części tekstu. W skrócie rzecz ujmując – znajdziemy tu takie pozycje jak Golden Axe, trzy części Alexa Kidda, Ecco: the Tides of Time czy Ristar. Z nieco mniej znanych pozycji pojawiły się takie pozycje jak The Ninja czy Baku Baku Animals. Nie mogło rzecz jasna zabraknąć gier z Soniciem – w zestawie otrzymamy Sonic Chaos, Sonic Triple Trouble, Sonic Drift 2, ośmiobitową wersję Sonic Spinball oraz dwa tytuły „obok” Sonica – Tails Adventures i Dr Robotnik's Mean Bean Machine.
I tu jest pierwsza rzecz, do której muszę się na poważnie przyczepić. Na handheldzie AtGames nie pogramy w inne gry niż te wbudowane. Nie wyposażono go bowiem w slot umożliwiający odtwarzanie romów z karty SD (tę funkcję mają jedynie pozostałe konsolki wspomnianej firmy). W efekcie dostajemy na przykład bardzo niekompletny zestaw gier z Soniciem. O ile nie jest żadną stratą umieszczenie jedynie drugiej części Sonic Drift (poprzedniczka wygląda niemal identycznie, nie licząc mniejszej ilości postaci i innych tras), a pominięcie takich „eksperymentalnych” tytułów jak Tails Skypatrol czy Sonic Labirynth również można darować, o tyle dużym niedopatrzeniem jest brak Sonica Blast czy ośmiobitowych wersji Sonica 1 i 2 (a zaznaczmy, że są to zupełnie inne pozycje niż ich szesnastobitowe odpowiedniki). Uważam, że rezygnacja z pewnych pozycji obecnych na konsolce (jak choćby wspomnianego Baku Baku Animals) byłaby niezauważalna i pozwoliłaby na umieszczenie bardziej interesujących pozycji. Nie zrozumcie mnie źle – cieszy fakt, że pojawiły się również takie tytuły jak The Ninja (o którym wcześniej w ogóle nie słyszałem, a okazał się naprawdę udaną pozycją), ale w ogólnym rozrachunku dobór tytułów mógł być lepszy.

Komfort grania jest zaskakująco wysoki. Generalnie sprzęty emulacyjne AtGames (zarówno te stacjonarne jak i mobilne) często zbierają negatywne uwagi ze względu na kiepską jakość dźwięku. Arcade Game Portable wyłamuje się z tego schematu. Co prawda nie miałem możliwości zagrania (dla porównania) w poszczególne gry na Game Gearze, ale oglądając w internecie „zrzut” z rozgrywki na GG mogę stwierdzić, że różnica jest minimalna i zazwyczaj objawia się w detalach, które dla przeciętnego gracza będą niemal niezauważalne . Jedyna rzecz, która może nieco „bić po uszach”, to sławny głos wymawiający słowo „Sega”, nie wiedzieć czemu, na opisywanym handheldzie wyjątkowo piskliwy. A jeśli chodzi o wrażenia wizualne - animacja jest płynna, kolory wyglądają jak należy, nic się nie zacina – naprawdę ciężko mi przyczepić się do czegokolwiek w tym aspekcie. Jak się można domyślić, występuje tutaj również zjawisko „odbicia” kolorów przy patrzeniu na ekran pod pewnymi kątami. Wydaje mi się jednak, że jest ono mniej odczuwalne niż przy „szesnastobitowych” konsolkach, więc nawet jeśli nie patrzymy bezpośrednio na ekran, wrażenia pozostają dobre.
Handheld podłączony do telewizora działa poprawnie, aczkolwiek wymagane jest dokupienie osobnego kabla AV z wtyczką jackową, aby móc skorzystać z tej funkcji. Pozostając jeszcze przy technikaliach – ciężko mi jednoznacznie określić, ile czasu można grać na jednym zestawie baterii, ale podawany w internecie zakres ok. ośmiu godzin wydaje mi się wiarygodny, zważywszy na fakt, że do tej pory nie wymieniałem baterii włożonych po raz pierwszy.

Dla kogo?

Przede wszystkim dla osób, które chciałyby pograć w ośmiobitowe gry Segi z Game Geara i Master System (biblioteka tych dwóch systemów była po części zbieżna). Legalnie, ale bez wydawania sporych pieniędzy na działającego GG i kartridże z grami. Dwie grupy na pewno nie zainteresują się tym sprzętem – puryści sprzętowi, którzy nie akceptują innej formy rozgrywki niż klasyczna konsola i nośniki, a także osoby które korzystają z romów pobieranych z internetu i nie przykładają zbyt dużej wagi do legalności całego „przedsięwzięcia”. Uważam, że w pewnym stopniu Arcade Gamer Portable jest rozwiązaniem „pomiędzy” tymi dwoma postawami – z jednej strony zbliża on nieco do doświadczenia rodem z Game Geara (dzięki małym gabarytom i atrybutowi bycia sprzętem mobilnym z klasycznym kontrolerem) i pozwala na legalne zagrywanie się w zawarte tytuły, z drugiej zaś strony jest rozwiązaniem tańszym, a do tego bardziej funkcjonalnym niż posiadający pewne wady techniczne GG (takie jak szybkie pochłanianie energii oraz duże gabaryty).

Lista gier:
* Alex Kidd in High Tech World
* Alex Kidd in Miracle World
* Alex Kidd: The Lost Stars
* Assault City
* Astro Warrior
* Aztec Adventure
* Baku Baku Animal
* Bomber Raid
* Columns
* Dr. Robotnik's Mean Bean Machine
* Dragon Crystal
* Ecco: The Tides of Time
* Fantasy Zone
* Fantasy Zone 2
* Gain Ground
* Global Defense
* Golden Axe
* Kung Fu Kid
* The Ninja
* Penguin Land
* Putt and Putter
* Quartet
* Ristar
* Snail Maze
* Sonic Chaos
* Sonic Drift 2
* Sonic Spinball
* Sonic Triple Trouble
* Super Columns
* Tails Adventures

Sega Mega Drive Arcade Ultimate Portable

Dla odmiany, tutaj pierwsze wrażenia nie są tak dobre. Pudełko jest tym razem zdecydowanie większe, choć szczerze mówiąc, jego zawartość nie usprawiedliwia tego faktu. Owszem, sam handheld jest nieco większy, ale stanowi on mniej więcej 130-140% tego, co prezentował sobą Arcade Game Portable. Sama konsolka została zabezpieczona w podobny sposób co jej ośmiobitowy „kolega”, za wyjątkiem faktu, że tym razem nie jest otoczona „gąbką”, a plastikowym „wnętrzem”. Poza samą konsolką w pudełku znajdziemy jeszcze instrukcję, kabelek miniUSB (służący do ładowania urządzenia)... I to wszystko. Tym razem nie otrzymamy nawet wspomnianego wcześniej śrubokręcika, który na szczęście będzie tutaj aż tak przydatny (tym razem mamy tu wbudowany ładowalny akumulatorek, który zresztą można łatwo wymienić). I jeszcze te „rzepy” zapinające pudełko... Do instrukcji niestety znowu muszę się przyczepić. O ile na literówki można jeszcze przymknąć oko, o tyle na błędy w opisie pewnych czynności bądź funkcji – już nie. Rozumiem, że czasy ładowania są dość umowne, ale w przypadku tego urządzenia są bardzo rozbieżne – pierwsze ładowanie powinno zająć zgodnie z instrukcją ok 11 godzin, a każde kolejne około 3 godzin. Ani za pierwszym razem, ani za kolejnym ładowanie nie trwało nawet czasu w miarę zbliżonego do wspomnianych 180 minut. Że nie wspomnę o niezbyt szczęśliwym opisie procedury odpalania własnych romów (rozmieszczenie tekstu sprawia, że można przeoczyć dość istotną uwagę dotyczącą konieczności utworzenia katalogu o konkretnej nazwie).
Rozpatrywany przeze mnie model zawiera łącznie dwadzieścia wbudowanych gier, wśród nich dwie pierwsze części Streets of Rage, pierwszą część Golden Axe, Alien Storm, Shadow Dancer (druga część serii Shinobi na MD) czy Shinobi III: Revenge of Shinobi. Jak zwykle nie mogło zabraknąć gier z niebieskim jeżem – tym razem w zestawie mamy dwie pierwsze części Sonic the Hedgehog, Sonic Spinball oraz Sonic & Knuckles.
I tak, ponownie nasuwa się na myśl, że czegoś tu brakuje. Na przykład trzeciej części Sonica, czy też trzeciej części Streets of Rage. No i gdzie się podziała pierwsza odsłona Shinobiego? Tutaj jednak muszę dodać, że wynika to z faktu, iż omawiany model był jednym z”wcześniejszych” wydań – obecnie strona producenta informuje jedynie o najnowszym, zwanym Ultimate Portable Game Player (tak, nazwy wielu „wydań” są dość podobne i niezwykle mylące), w którym zawarto łącznie czterdzieści gier Segi. W tym wszystkie części Shinobiego, całą serię Streets of Rage i Golden Axe, oraz niemal wszystkie gry z Soniciem... Nie licząc Sonica 3! Wracając jednak do omawianego modelu – zapewne ucieszy on fanów niebieskiego jeża niemal kompletnym zestawem gier na MD (brakuje wspomnianego już Sonica 3 oraz Sonic 3D Blast – co akurat dużą stratą nie jest), za to fani chodzonych bijatyk będą rozczarowani brakiem drugiej i trzeciej części Golden Axe.

Jak wygląda sytuacja w przypadku interfejsu i kontrolerów? Tym razem po lewej stronie konsolki znajdziemy coś, co wygląda na rozwiązanie „pomiędzy” modelem z Arcade Gamer Portable a klasycznym krzyżakiem. Co mi osobiście nie do końca przypadło do gustu, bo nie jest ono tak przyjemne w odbiorze jak d-pad 8-bitowej konsolki AtGames, a i nie przypomina w pełni komfortu rodem z ośmiokierunkowego kontrolera do Mega Drive'a czy Saturna. Przesadą byłoby stwierdzenie, że to rozwiązanie jest złe czy też niewygodne. Ale jakoś „wklęsły” kontroler Arcade Gamer Portable szybciej zdobył moje uznanie. Po prawej stronie mamy małą rewolucję, bo aż sześć przycisków funkcyjnych, przy czym mało która gra korzysta z większej ilości niż „standardowe” ABC. Są one ułożone w relacji „ukośnej” (jak widać na zdjęciu) i w sumie nie mam tutaj dużych zastrzeżeń – rozwiązanie jest funkcjonalne. Przyciski są minimalnie mniej przyjemne w dotyku i operowaniu niż w Arcade Gamer Portable (doprawdy jest dla mnie nieodgadnioną tajemnicą, dlaczego sprzęt tańszy został pod tym względem lepiej wykonany). Muszę jednak nadmienić, że konsolka po dłuższym trzymaniu potrafi wywoływać bóle dłoni (co dużym zarzutem nie jest, bo tego samego uświadczyłem również w przypadku Nintendo DS), więc zalecałbym co pewien czas zapauzować grę i dać wypocząć naszym dłoniom.
Lekko zmieniono rozmieszczenie różnych „technicznych” wtyków i przycisków. Znowu na dole mamy gniazdo słuchawkowe, tam też wylądował tym razem włącznik. Na górze zaś poza obecnym również w „siostrzanym” modelu wejściu AV, mamy także gniazdo mini-usb do ładowania konsolki. Oraz naprawdę przydatna rzecz – gniazdo na kartę SD. Tym razem nie jesteśmy ograniczeni do biblioteki wgranych fabrycznie gier – handheld AtGames posiada możliwość odtwarzania romów w formacie bin (oraz, o czym instrukcja nie wspomina, również smd). I tutaj w sumie doszło do dość kuriozalnej sytuacji – oto bowiem producent urządzenia, sprzedający je przecież pod licencją i auspicjami Segi, na opakowaniu chwali się, że użytkownik może „pobrać dodatkowe gry”. Na stronie internetowej producenta również znajdziemy zachętę do pobrania gier. Żeby udać się w nieco bardziej „legalne” regiony, dodam, że rzecz jasna AtGames obsługuje własnoręcznie zdumpowane romy z posiadanych przez nas nośników. Dzięki czemu byłem w stanie zagrać w brakującego Sonica 3 na konsolce AtGames. Niestety, nie wszystkie tytuły zostaną odpalone - z niewiadomych względów Spider Man & Venom: Separation Anxiety działa jedynie na poziomie menu głównego, po odpaleniu nic się nie dzieje. Na szczęście z tego co czytałem w internecie, są to pojedyncze przypadki. Zapewne czytelników ciekawi, czy sprzęt radzi sobie z rom hackami – otóż radzi sobie i to całkiem dobrze! Zdarzają się mu się co prawda pewne wpadki . Podczas ogrywania przeze mnie S Factor zauważyłem, że podczas ruchu postacie Soni i Silvera potrafią co pewien czas „posypać się” nieco. Nie jest to jednak reguła – podczas rozgrywki w Sally Acorn in Sonic the Hedgehog 2, mimo że owa modyfikacja również posiadała „autorski” model postaci, nie doświadczałem podobnej „usterki”. Jedna rzecz, która mi się nie spodobała, to brak możliwości użycia zapisu „wewnątrz” gry (obecnego na przykład w Sonicu 3). O ile jestem w stanie zrozumieć to w przypadku gier fabrycznie wgranych, o tyle w przypadku karty SD opcja ta nie powinna być dysfunkcjonalna. I niestety, pogramy jedynie w tytuły na Mega Drive'a, brak tutaj „wstecznej” kompatybilności. Szkoda, szczególnie że tego rozwiązania nie doczekaliśmy się w ośmiobitowym odpowiedniku.

Pora wreszcie przejść do tego, jak wyglądają gry na omawianej konsolce. Tutaj na szczęście dużych zastrzeżeń nie mam – kolory i animacje raz jeszcze, podobnie jak w ośmibitowej „siostrze”, wyglądają bez zarzutu. Przycinek również zbyt często nie uświadczymy. Niestety, trochę gorzej wygląda sprawa z „kątami” oglądania, trzeba się generalnie postarać, żeby patrzeć na konsolkę prosto (bądź pod niewielkim nachyleniem), bo ma większą tendencję do „odbarwień” przy patrzeniu pod kątem. Sterowanie, mimo że kontroler nie jest tak przyjemny w odbiorze, działa sprawnie. I niestety, jest jedna rzecz która nie funkcjonuje jak należy, a z której wręcz „słyną” emulacyjne konsole AtGames – dźwięk. Nie chodzi nawet o jakość głośniczka, bo tutaj i tak, podobnie jak przy Arcade Gamer Portable, zalecałbym korzystanie ze słuchawek. Wystarczy odpalić pierwszą część Sonica, ewentualnie Sonic & Knuckles, aby usłyszeć dużą różnicę w brzmieniu w stosunku do oryginałów z MD czy z wersji PC-towych. I co najciekawsze, nie jest to regułą – Altered Beast brzmi w sumie znośnie, podobnie jak Sonic Spinball. Dużo zatem zależy od odpalanej gry.
Muszę przyznać, że po zapoznaniu się z recenzowaną konsolką już niezbyt chciało mi się wracać do Arcade Gamera, po prostu szesnastobitowe gry z AUP działają w sposób satysfakcjonujący, a mechanizm emulujący pozwala cieszyć się rozgrywką bez większych zgrzytów. Owszem, zdarzyło mi się ze 3-4 razy, że gra w pewnym momencie „spowolniła” (zdarzyło mi się to przy Sonicu 3, w momencie wypadnięcia dużej ilości pierścieni). Jeden z testowanych rom-hacków (S-Factor) dwa razy „wysypał” mi się. W ogólnym rozrachunku były to jednak pojedyncze przypadki, niewpływające na ogólny odbiór.
Jak długo można pograć na omawianym handheldzie? Ta kwestia przyniosła mi niemałe zaskoczenie, a właściwie dwa. W przeciwieństwie do poprzedniej konsolki, tutaj mogłem przeprowadzić bardziej szczegółowy test. Zgodnie z instrukcją, powinniśmy móc grać od 4 do 6 godzin (zależnie od głośności, na jakiej gramy). Swój test przeprowadzałem, starając się grać w „jednym podejściu” nie krócej niż pół godziny, z głośnością ustawioną mniej więcej w „połowie” (co w zupełności wystarczy), grając na słuchawkach. Starałem się odpalać głównie tytuły wgrane na kartę SD, zakładając,że może to wymagać nieco więcej energii niż przy odtwarzaniu gier wgranych do konsolki. Jedno zaskoczenie było pozytywne – konsolka działa siedem godzin z minutami (po tym czasie dalej się włącza, ale sterowanie staje się dysfunkcjonalne, a same gry przestają być odtwarzane w poprawny sposób). Fajna rzecz, prawda? Tak, ale jest tu jeden defekt – na konsolce mamy umieszczoną lampkę, która świeci się na czerwono, kiedy kończy się energia w baterii. A przynajmniej tak twierdzi instrukcja. W praktyce lampka zaczęła świecić się na stałe na czerwono po niecałych czterech godzinach. I tak, zgadliście, świeciła się przez cały czas, aż do „rozładowania”. Nazywając sprawę po imieniu – sposób działania lampki wprowadza w błąd i na dobrą sprawę czyni ją dysfunkcjonalną. To może być uznane za czepiactwo – bo skoro i tak żadnego save'a nie uświadczymy, to po co się tym przejmować? Częściowo mogę zgodzić się z tym zarzutem, bo faktycznie, w przypadku „pełnoprawnych” konsolek pokroju Nintendo DS czy PSP taka lampka jest ostrzeżeniem, że powinniśmy postarać się jak najszybciej zapisać grę, żeby nie utracić dotychczasowego postępu. Z drugiej strony – jeśli akurat znajdujemy się w pobliżu źródła zasilania i możemy podłączyć konsolkę, może to uratować rozgrywkę.
A czy problemem jest, kiedy naładujemy konsolkę „wcześniej”? Bez względu na to, jaki przypadek rozpatrujemy, czy zwykłego ładowania czy „ratowania” rozgrywki? Wbrew pozorom – tak, bo każde ładowanie skraca żywotność baterii, stąd też niekorzystna wydaje mi się sytuacja, kiedy ktoś nieświadomie wykorzystuje tylko część potencjału akumulatorka i skraca jego żywotność.

Dla kogo?

Tutaj mamy nieco inną sytuację niż w przypadku ośmiobitowego „kolegi”, bo obecnie gry Segi z Mega Drive'a są dostępne niemal na każdą platformę, do tego w relatywnie niskich cenach (że nie wspomnę o obecności funkcji zapisu). Więc jeśli chodzi o samo zagranie w klasyki Segi, to raczej jest to zbyt mała motywacja do zakupu tego urządzenia. Co innego natomiast, jeśli mamy ochotę na konsolkę przenośną zdolną do odpalenia gier z poczciwego MD, wtedy warto zainteresować się tym sprzętem. Jakkolwiek posiada zdecydowanie mniej możliwości, to jest na pewno tańszy od handheldów open source'owych. Można go wyhaczyć w cenie 30 funtów, co niestety przy obecnym kursie tej waluty daje trochę ponad 180 złotych. Dość sporo (jak na polskie warunki), ale na pewno jest to lepszy i bardziej funkcjonalny handheld niż konsolki na które co i rusz napotykamy w hipermarketach, nie dość że mniej poręczne i ogólnie gorzej wykonane, to jeszcze zawierające garść „autorsko” wykonanych zrzynek, często dość marnej jakości. Moim zdaniem jest to również lepsze rozwiązanie niż emulator odpalany na smartfonie, choćby ze względu na „fizyczny” kontroler i dłuższy czas rozgrywki. Choć brak jakiegokolwiek zapisu stanu gry jest dużym minusem.

Lista gier:
* Alex Kidd in the Enchanted Castle
* Alien Storm
* Altered Beast
* Arrow Flash
* Columns
* Crack Down
* Ecco
* ESWAT: City Under Seige
* Fatal Labyrinth
* Flicky
* Golden Axe
* Jewel Master
* Shadow Dancer: The Secret of Shinobi
* Shinobi III: Return of the Ninja Master
* Sonic the Hedgehog
* Sonic the Hedgehog II
* Sonic & Knuckles
* Sonic Spinball
* Streets Of Rage 1
* Streets Of Rage 2

Uwaga – gwoli przypomnienia warto zaznaczyć, że istnieje również inny wariant („pomarańczowy”) z zestawem dwudziestu gier w nieco innej konfiguracji, oraz dość podobny do recenzowanego (również w niebieskim kolorze) model, zawierający wszystkie 40 „pełnoprawnych” tytułów Segi.

Słowem podsumowania...

To zadziwiające, ale mimo faktu, że obie omawiane handheldy należą tak naprawdę do niezwykle pojemnej rodziny „tanich chińskich konsolek” (bardziej ze względu na formę wykonania niż na cenę), są to sensowne urządzenia! Poręczne i całkiem wygodne w użyciu, dysponujące całkiem satysfakcjonującym zestawem wgranych pozycji, a do tego działające w zadowalający sposób. Bardzo dużym plusem jest ich zaskakujący (w pozytywny sposób) czas działania na jednym ładowaniu/zestawie baterii. Minusem za to brak jakiegokolwiek zapisu stanu gry. Oraz zamknięta biblioteka gier w przypadku Arcade Gamer Portable. No i nie zapominajmy o problemach z jakością dźwięku w Arcade Ultimate Portable. Tak, trzeba mieć zdecydowanie te trzy (a zasadniczo dwie, zależnie od konsolki, jaką jesteśmy zainteresowani) kwestia na uwadze przed podjęciem decyzji o zakupie. Czymś, co na pewno rozczaruje umiarkowanych „purystów”, jest brak gniazda na oryginalne nośniki z grami. W przypadku Arcade Ultimate Portable istnieje co prawda „odpowiednik”, zwany GenMobile, który posiada taką możliwość (o ironio, powtórzył on losy Nomada, bo jest sprzedawany wyłącznie w Stanach Zjednoczonych), ale jest też zdecydowanie droższy.
A jeśli o cenie mowa - niestety, w wyniku dużego wzrostu wartości funta (i dolara) w minionych miesiącach, zakup będzie nieco droższy niż „dawniej” (o aktualnych cenach już wspomniałem – obie oparłem na ofertach znalezionych na ebayu), w związku z czym cena nowego urządzenia może jawić się jako mało atrakcyjna. Jeśli jednak miałbym rozpatrywać samą jakość i wrażenia z użytkowania, powiem zdecydowanie – było dobrze i oba urządzenia prezentują się niezgorzej. Nie jest to na pewno żaden „must have”, ale jeśli natraficie na konkretną obniżkę lub promocję, warto rozpatrzeć zakup jednego z nich.