Counter-Strike DC (Half-Life Mod) - Recenzja gry  |  Autor - Kamillo

 

Na Dreamcast-ową wersję Counter Strike-a z wywieszonym jęzorem czekałem przeszło rok. Namiętnie wyglądałem nowych informacji, obiecujące screeny przyprawiały mnie o ślinotok. Z trudem opierałem się zabugowanym - wypuszczanym co jakiś czas wersjom beta, aby nie popsuć smaku finalnego produktu. W końcu nastał dzień, kiedy na forum pojawił się link do jakże przeze mnie wyczekiwanego info... Pełna wersja CS DC jest już gotowa. Kiedy okazało się, że nie mam pod ręką żadnej czystej płyty, a wszystkie pobliskie sklepy zostały zamknięte poczułem, jakbym na grę miał czekać kolejny rok. Następnego dnia wstałem co świt, aby jak najszybciej nabyć czystego sidika. Szybko wypaliłem obraz na płytę, włożyłem ją w napęd mojego makarona, wcisnąłem power i wtedy się zaczęło...
    
Co powiecie na trochę konkretów? Cała seria kryjąca się pod nazwą Counter Strike zadebiutowała w 1999 roku, kiedy to kilkoro ludzi stworzyło mod do Half-Life-a. Od tego czasu wypuszczane są kolejne modyfikacje tej gry, aktualnie drugiej części, jednak wersja na DC działa oczywiście na silniku tej pierwszej. Sama gra polega na walce dwóch grup - Anty terrorystów i terrorystów. Ci pierwsi muszą pilnować miejsca, gdzie podkłada się bombę i uwolnić zakładników, zaś drudzy pilnować zakładników i podłożyć bombę. Oczywiście nie sposób uniknąć strzelanego starcia z przeciwnikiem. Typowy taktyczny FPS (First-Person-Shooter).

Seria CS słynie przede wszystkim z rozgrywki w sieci. W Counter Strike DC niestety musimy zadowolić się tylko walką z botami. Przed rozpoczęciem zabawy możemy poćwiczyć w specjalnie przygotowanej do tego planszy. Następnie, kiedy chcemy przejść do gry właściwej, musimy obrać, po której stronie chcemy się znaleźć. Kiedy już przejdziemy przez ten etap wyboru, pozostaje nam ustalić, kim w danej grupie chcemy być. Możemy wcielić się w żołnierza, snajpera lub być w tzw. elicie. Każdy z nich posiada oczywiście inne bronie. Po tym wybieramy mapy, których jest aż szesnaście! Kilka znanych z wcześniejszych wersji oraz kilka zupełnie nowych. Rozgrywkę możemy toczyć m.in na rynku włoskiego miasta, w porcie, obłożoną śniegiem miejscówce, czy w lesie. Niestety gra posiada wiele bug-ów... Pierwszym i zarazem największym jest brak możliwości zapisu stanu gry, przez co ta staje się arkadówką tak czystą, jak wódka pędzona w polskich, wiejskich chatach. Do reszty zaliczamy już drobniejsze, jednak także denerwujące wady pokroju momentami wadliwie działającego celownika, czy biegu w miejscu przeciwnika - wtedy możemy spokojnie podejść i strzelić mu w łeb. Na naszą korzyść, ale nie fair play. Po wygranej bitwie znów wracamy do wyboru map (sposób wyboru swoją drogą jest bardzo oryginalny - znajdujemy się na małej arenie z szesnastoma wejściami, każde z nich rozpoczyna inną planszę) i w żaden sposób nie zostaje zaznaczone nasze "Vini, Vidi, Vici" (Byłem, Zobaczyłem, Zwyciężyłem), ale w sumie po co, skoro nawet nie możemy tego zapisać...
    
Teraz zajmę się naświetleniem udźwiękowienia i grafiki, a miodność zostawię sobie na deser... To, co przyprawia nasze bębenki o drganie było rzeczą, o której akurat w ogóle nie myślałem. Może to był powód mojego zachwycenia. Soundtrack nowego tytułu panów z Override wypada wyśmienicie! Fakt, faktem muzyka nie towarzyszy nam non stop, ale jest świetna. Kawałki są przyjemne, rytmiczne i przede wszystkim utrzymane w odpowiednim klimacie. Z dźwiękiem jest nieco gorzej... Nie doświadczymy tutaj zmian w stosunku do Half-Life-a - dalej o przeprowadzanych akcjach informuje nas ten sam, komputerowy kobiecy głos, strzały, kroki, skoki. Nic nie uległo zmianie. Tutaj także znalazł się mały bug - podczas strzelania serią z karabinu maszynowego. Graficznie nowy Counter Strike stoi na wystarczająco wysokim poziomie. Autorzy co jakiś czas częstowali nas screen-ami, które niestety znacznie upiększały grę. Po nadziejach jakimi byliśmy karmieni możemy poczuć mały niesmak, ponieważ wizualia w CS DC nie są aż tak piękne. Są tylko bardzo dobre. I należy tutaj zaznaczyć, że wszystko zależy od planszy, ponieważ niektóre wyglądają naprawdę świetnie i nie odbiegają od pierwowzoru tej modyfikacji, czyli Half-Life-a, a nie które są po prostu średnie. Na największe oklaski zasługują bronie i ludzie - tutaj mamy naprawdę wysoki, wręcz licencyjny poziom. Areny także są niczego sobie, pracochłonne i bardzo dobrze wykonane. Niektóre wyglądają świetnie, są ostre i przejrzyste, inne mniej, jednak tylko jedna (przyznam się - las) mi się nie spodobała. Natomiast tła - niestety - w większości wyglądają okropnie, są rozpikselowane i zwyczajnie brzydkie... Ale przypominam, że gra jest modem. Zamiatając jednak wszystko do kupy, grafika nie powinna nikogo zawieźć. Jest bardzo dobra i grać w jej otoczeniu będzie przyjemnie, daję słowo. Animacji zdarzy się zarwać, ale tylko momentami. Ogółem akcja jest w pełni płynna.
    
Przyszedł czas na schrupanie tortowej wisienki. Counter Strike DC na Dreamcast-owej arenie walczy z trzema świetnymi grami - Quake 3, Unreal Tournament i Outtrigger. O ile FPS-ów jest nieco więcej, o tyle te prezentują dokładnie ten sam gatunek. Zacznę z grubej rury - gra się przemiodnie. Nasi przeciwnicy potrafią nas dojrzeć w najmniejszym zakamarku (strzałów za to nie słyszą), a my wcale nie dostajemy żadnych forów - taka sama dawka śrutu przyprawi o śmierć nas i zwykłego, szarego bota. Poziom trudności stoi wysoko, przez co gra jeszcze bardziej wciąga. Ja pierwszą wygraną zaliczyłem za około piętnastym razem, kilkukrotnie powtarzając misję poznawczą. CS DC jest także swego rodzaju skradanką, ponieważ biegnąc przed siebie nie sposób uniknąć śmierci. Przyczaić się, wejść na wierzę i snajperką wycelować prosto w łeb, jest to mega przyjemne. I choć nie mamy możliwości zapisać stanu gry, będziecie chętnie wracać do tej pozycji, zaręczam! Świetnie pomyślane areny, bronie, AI wroga sprawia, że ciorając w tego FPS-a czuć czysty fun i spływający litrami miód! Gdyby nie brak możliwości zapisu, za grywalność dałbym najwyższą ocenę (chyba nikt nie łudził się, że dostaniemy opcje gry po sieci). Dodatkowo gra posiada takie smaczki jak poukrywane gdzie nie gdzie loga makarona a nawet obraz z... Shenmue! Specjalnie dla was przygotowałem screen z tym zjawiskiem. Niestety w samym gameplay-u nie obeszło się bez drobnych niedociągnięć, te które ja wypatrzyłem zostały już wspomniane - niekiedy wadliwie działający samo naprowadzający celownik i przeciwnicy uciekający w miejscu.

Podsumowując, Counter Strike DC nie jest grą idealną, jest grą bardzo dobrą. Na tyle dobrą, że - moim zdaniem - jest to najlepsza szpila na Dreamcast-a od czasów Under Defeat, czyli od prawie trzech lat. Dodatkowo, stawiam ją na liście najlepszych FPS-ów ogółem. Jest to wersja 1.0, mam nadzieje na kolejną, z poprawieniem wszystkich drobnych niedociągnięć i możliwością save-owania, wtedy będzie prawie idealnie. Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować autorom za kawał dobrej roboty, a wam polecić jej owoc. Szpilać póki ciepła!

PS. Zakładam, że screeny jakie były nam serwowane przed premierą wszyscy widzieli, więc zrobiłem własne - nie jest to szczyt piękna, ale jakość jest znośna - możecie też zajrzeć na oficialną stronę gry.