Lunar: Eternal Blue - Recenzja gry  |  Autor - Drvader (aka Pescyn)

 

 
Jak każdy wie gry starzeją się dość szybko. To co było "trendy" jeszcze jakiś czas temu teraz jest zapomnianym reliktem wprost z mrocznych 8,16 czy 32-bitowych czasów. [pamięta ktoś jeszcze "tekstowe" przygodówki lub "filmy interaktywne" ? :)]. W dobie jRPG, w których zarówno bohaterowie jak i bohaterki wyglądają jak 12-letnie dziewczynki wracające z cosplay-party, zniesmaczony tą dziwną modą coraz częściej sięgam po stare, wręcz staroszkolne tytuły by wreście móc pograć w coś normalnego. W czasach gry bohaterowie nie mieli jeszcze problemów z hormonami a bohaterki miały już piersi też powstawały gry ... i to dobre gry.

Buszując po tytułach wydanych na SEGA Mega CD natknąłem się na Lunara 2 ["jedynka" niestety nie chciała odpalić się na mojej konsoli - lepiej przyinwestować w moduł NTSC bo te PAL wymagają gimnastyki przy grach z innego systemu ] i doszczętnie wsiąkłem.
                     
Moduł CD do Mega Drive jeszcze za życia konsoli nie zrobił furory jaką zrobić mógł. Zawiniła polityka firmy, wysoka cena i niezbyt długa lista naprawdę udanych gier. [Złośliwi w ten sposób podsumowują każdą maszynkę Segi ^^']. Po padnięciu systemu nie przeżyła swojej drugiej młodości również wśród fanów emulacji, a przynajmniej nie w takim stopniu jak np. SNES. Tym większe było moje zaskoczenie gdy odpaliłem Lunara 2, który przywitał mnie ładnie wykonanym intrem ["Czy to były piersi ? Czy to naprawdę były piersi ?"], a w dalszej partii gry doskonałą muzyka, lektorami i filmami przerywnikowymi. Nie wiem czy gra wyciska wszystkie soki z konsoli lecz nie da się ukryć jest diamentem i to nie takim nieoszlifowanym tylko jednym z takich, które kradną piękne, ponętne i wygimnastykowane złodziejki z h'amerykańskich filmideł.
Po tym przydługim wstępie postaram się teraz opisać samą grę.

W Lunar 2 przyjdzie nam kierować losami Hiro [prawie jak Hiroł ^^'] i jego hm, latającej kotki czyli miniaturowego czerwonego smoka ... choć jak dla mnie wygląda ona jak różowy latający kot.
Od jakiegoś czasu zauważyłem u siebie tendencję do ignorowania głównych bohaterów w grach. Nie wiedzieć czemu bardziej interesują mnie ich statystyki i ekwipunek niż ich historia [bo co ciekawego może mi powiedzieć chłopiec o aparycji 12 letniej dziewczynki ?], a opisywanej przeze mnie grze do bohaterów poczułem coś co nazywa się sympatią.
           

Mimo, że scenariusz do wyszukanych nie należał, postacie "dramatu" specjalnie wielowymiarowi nie byli, a całość miało "klimat" Kolejnego FantasyJakichWiele to z niekłamaną przyjemnością śledziłem losy Hiro i jego wesołej kompanii i świetnie się przy tym bawiłem.
Historia zaczyna się intrygującą - otóż na spowitej wieczną zimą Ziemie [Tak tej Ziemi] z głębokiego snu, hibernacji raczej budzi się naga [Tak Naga i piszę to nie bez przyczyny o czym później] dziewczyna, która wyśniła koniec świata. Jako, że dziewoja o naturalistycznych przekonaniach ma też złote serce [oraz zna potężne zaklęcia] rusza na więc hm Księżyc [tak ten Księżyc] by zapobiec katastrofie. Żeby nie było zbyt cukierkowo na miejscu traci wszystkie swoje moce i dodatkowo zostaje wzięta za ... Niszczyciela Światów. Oczywiście wpada w oko Hero, który stara się jej pomóc w odkręceniu tej całej historii z Niszczycielem Światów brzmi znajomo prawda? Brak odzienia mnie zainteresował gdyż gra wydana była w USA, w czasie gdy przed dystrybucją na tamtejszym rynku filmów/seriali anime były one szpetnie cenzurowane-cięte-montowane od nowa by przypadkiem jakiś ślad nagości/przemocy/ataków na h'amerykańską kulturę się tam nie przedarł... widać gry miały lżejsze życie. 
Scenariusz się rozkręca i zapewnia wiele godzin gry, a co bardzo cieszy wręcz doskonale wpleciono do niego historię NPC, których mamy w drużynie. Historię poboczne są poprawnie skonstruowane, rzadko kiedy odczuwamy, że jakieś elementy dodane są na siłę, a drobne nielogiczności i absurdy, które nie oszukujmy się pojawiają się czasem w grze nie rażą w oczy.
                    

Pod względem mechaniki gra bardzo przypomina mi Grandię, no może nie do końca ale podobieństwa są wyraźne. [np oprócz EXP zbieramy pkt służące do wykupywania umiejętności]. Lunar 2 jest jRPG opartym na losowo generowanych, turowych walkach, drużynie ograniczonej do 4+1 osób, save poitami oraz limitowanym miejscem w plecaku [ostrzegam o NAPRAWDĘ rozbudowanych niektórych podziemiach]- standard ale doskonale się sprawdza w boju.

Grafika mnie urzekła, nigdy nie ukrywałem, że lubię staroszkolne tytuły [te 3D stają się brzydkie 6-8m-cy po wydaniu], a Lunar 2 jest jakby kwintesencją oldshool'u.Game Arts się postarali, od strony wizualnej nie można im niczego zarzucić - piękne, ręcznie rysowane tła, wyciskająca wszystkie soki z każdego piksela scenerię, a filmiki przerywnikowe robią wrażenie ."Filmiki" to może lekka przesada, lecz w moim krótkim romansie z Mega CD nie widziałem wielu gier, które posiadałyby lepszej klasy animację [Nie dotarłem jeszcze do tzw. "Filmów interaktywnych" ... ]. Dziś grafika nie zrobi na nikim specjalnego wrażenia [pomijam miłośników martwych systemów] lecz można o niej powiedzieć, że "zestarzała się" godnie.
                     

Gra została wydana na Mega CD, więc oprócz trochę lepszej grafiki i animowanych przerywników dostajemy również dźwięk o jakości o nieba lepszej od imitujących muzykę trzasków serwowanych nam przez "gołą konsolę".Oprócz doskonałej ścieżki dźwiękowej upchnięto jeszcze lektorów, którzy w ważniejszych momentach czytają dialogi naszych bohaterów. Amerykańskich lektorów nie darzę wielkim szacunkiem [zniszczyliście mi Record of the Lodoss War przeklęte bękarty !] lecz muszę przyznać, że po mimo "kreskówkowatości" kilku głosów aktorzy spisali się na medal ... sprawdziłem JAP ver. tej gry - tam są lepsi lecz nie zmienia to faktu, że h'amerykanizacja nie wyszła źle tej grze.

Co mogę powiedzieć w podsumowaniu ... Lunar 2 nie jest może przepełniony epiką jak "fajnale" lecz składa się w 55% z oldshoolowej magii a pozostałe 45% to czysta miodność.
                     

Mniej więcej wiem co miała do zaoferowania era 16-bit, starałem się poznać najważniejsze, [najczęściej jedne z ostatnich] produkcję spod znaku statystyk, pisane na różne maszyny jednak największą sympatią darzę Lunara 2. Wiem, że było wiele gier wyglądających ładniej, SNES miał znaczną przewagę "technologiczną" nad SMD, lecz to przy Lunarze cofnąłem wskazówki zegara i znów stałem się dzieciakiem czerpiącym przyjemność z każdej minuty spędzonej przy konsoli[ ... a muszę się przyznać, że ostatnio rzadko mi się to zdarzą] co musiało zostać odnotowane w ocenie końcowej.

Gra oprócz SMCD wydana została na Saturna - oczywiście tylko w ver. JAP oraz na PSX [przy najbliższej okazji postaram się napisać minirecenzję zawierającą porównanie wydań] było również kilka LM BOX'ów co świadczy o popularności tych gier na wyspach dobrobytu i pomyślności [nie, nie tych brytyjskich - tych drugich na morzu japońskim ^^']