Yakuza 3 (Ryu Ga Gotoku 3) - Recenzja gry  |  Autor - Kolo

 

 

Kazuma Kiryu – bohater gry Yakuza 3 (i jej poprzednich odsłon) nie ma łatwego życia. Sierota wychowany przez przybranego ojca, oficera klanu Tojo pomimo dobrego serca szybko stal się największym jebaką w okolicy i postrachem wszystkiego co się rusza. Jednak sielanka nie trwała długo, Kazuma wylądował na kilka lat w więzieniu, został wyrzucony z organizacji a po powrocie już nic nie było takie samo.
Obecnie powszechnie szanowany były jakuza przeprowadził się z Tokio do Okinawy i prowadzi tam samotnie niewielki sierociniec robiąc wszystko żeby jego dzieciaki miały tak dobre dzieciństwo jak to tylko możliwe. Odnajduje nowych przyjaciół, utrzymuje kontakt ze starymi… Jednak ludzie z Segi nie śpią, więc przeszłość pełna przygód znowu zaczyna dawać o sobie znać, tak więc niemłody już (w trójce ma już 40 lat), lecz wciąż najlepszy jebaka w Tokio (a teraz także Okinawie) stawia włosy na żelu, poprawia marynarkę i rusza rozbić kolejne dziesięć tysięcy łbów.
To już wszystko co wam zdradzę z fabuły gry, dodam jednak że dokładna znajomość poprzednich części bardzo pomaga, dla tych którzy w nie nie grali jest dostępny zestaw filmów z nich. Trochę pomaga, ale nie bardzo. Na początku miałem duże problemy z ogarnięciem tego co się dzieje na ekranie, mając wrażenie że drzewo genealogiczne bohaterów Mody na sukces jest mniej zamotane niż fabuła Yakuzy 3, ale na szczęście wszystko dość szybko wróciło do jako takiego ładu i byłem w stanie cieszyć się dobrą historią pełną zwrotów akcji, ciekawych postaci i niestety trochę zbyt wielkiego stężenia wyciskaczy łez pod koniec rozgrywki.

Może przejdźmy do tego co będziemy robić najczęściej, czyli do obijania masek tym trochę mniej miłym panom… Zaraz, zaraz, a gdzie panie? Podczas walk stoją z boku i się przyglądają, Kazuma ma gdzieś równouprawnienie i tej ładniejszej płci nie bije. Oczywiście nie stanowi to problemu, bo twórcy w zamian udostępnili nam tak mniej więcej 2 razy tyle męskich przeciwników co przewiduje norma, a sam styl walki jest niezwykle widowiskowy i brutalny. Do naszej dyspozycji oddano cios lekki i cios ciężki które możemy łączyć w kilku elementowe combosy, oprócz tego przeciwnika możemy złapać i nim rzucić, albo osadzić mu siarczystego kopniaka. Gdy zaś jesteśmy przytłoczeni nadmiarem wrogów możemy blokować ciosy, lub wykonywać uniki, gdy zaś sytuacja staje się naprawdę nieprzyjemna używamy noszonych przez nas broni, tego co upuścili nasi przeciwnicy lub czegokolwiek co znajdziemy na ziemi. W ten sposób do dyspozycji dostajemy miecze, kije bejsbolowe, paralizatory, broń palną (chyba tylko upuszczona przez wrogów), rowery, deski, rury a nawet kwiaty doniczkowe, czy pachołki. Jest w czym wybierać, ale zazwyczaj łapiemy to co jest pod ręką, bo ilość użyć danego przedmiotu jest ograniczona od kilku do kilkudziesięciu uderzeń, później pęka i staje się bezużyteczna. Naszym najlepszym przyjacielem są również ściany, od których odbijają się przeciwnicy wystawiając się na kolejne ciosy i przy okazji otrzymując większe obrażenia.

W czasie walki widzimy trzy paski, największy to nasze życie, przegrywamy gdy spadnie do zera, odzyskujemy jedząc na mieście poza walką lub w trakcie łykając napoje energetyczne które możemy ze sobą nosić. Najmniejszy to nasze punkty doświadczenia które przekazujemy na rozwijanie naszego bohatera w 4 dziedzinach z których każda może mieć maksymalnie 10 poziomów, przy każdym nabitym levelu zwiększają się nasze możliwości i odblokowujemy nowe zdolności. Ostatni, niebieski pasek to „heat”, który zwiększa się gdy skutecznie klepiemy maski i sami nie obrywamy, kiedy zaczynamy świecić (dosłownie) możemy wykonać na przeciwniku specjalny, brutalny finiszer, który jest w stanie od razu zabić słabszych przeciwników, te najbardziej podstawowe to na przykład zamaszysty kopniak w przeponę, lub walnięcie nim o ścianę. W czasie starć z bossami mamy do dyspozycji także specjalne finishery które zadają im bardzo duże obrażenia (normalne nie robią na nich większego wrażenia), od początku gry mamy do dyspozycji tylko cios z dyńki, ale możemy odblokować też 2 pozostałe. Im dalej w las tym jednak coraz więcej QTE, których osobiście niezbyt lubię, ale na szczęście zazwyczaj nie są one konieczne w celu wygrania walki. Jakieś wady? Areny w których toczymy większość walk pobocznych są malutkie i czasem gdy walczymy na mieście dziwacznie podzielone ścianami z tłumu. No ale przeciwników zazwyczaj jest kilku na raz więc po co mielibyśmy daleko biegać od jednego do drugiego, prawda?

To by było chyba wszystko jeśli chodzi o walkę, co wy na to żeby przejść do elementu który sprawił że seria jest określana mianem nieoficjalnej kontynuacji Shenmue?

Zgadza się, czas na szlajanie się po mieście podczas czego możemy robić w zasadzie wszystko. Pograć w bilard, skoczyć coś zjeść i zaglądnąć do salonu arcade w celu postrzelania do ufoków i złapania jakiegoś pluszaka w automacie (prawie tak trudne jak w życiu), następnie idziemy na wódę i znajdujemy kluczyk do schowka, gdzie znajdujemy paralizator, który z radością testujemy na „niewinnych” bandziorach. Tu zabawa się nie kończy ponieważ w Tokio znajduje się szalony naukowiec, który stworzył automat dzięki któremu walczymy wewnątrz własnych myśli z bossami których już rozwaliliśmy w wątku fabularnym (jest to sposób na odkrycie nowych ciosów), idziemy zjeść lody i łowić ryby. Gdy już wytrzeźwiejemy idziemy na randkę, po czym wracamy do picia a gdy już zatankowaliśmy spierniczamy przed facetem przebranym za babę i dla rozładowania stresu idziemy na arenę wziąć udział w mistrzostwach zarabiając przy okazji trochę grosza.
Wszystko to jest podlane dość dziwacznym poczuciem humoru, a zazwyczaj to my decydujemy na co akurat mamy ochotę (wyjątek spośród podanych to spierniczanie przed facetem). Misji pobocznych jest dużo (coś koło 100) i są dość różnorodne, choć większość kończy się tak, że kogoś edukujemy za pomocą pięści. Oprócz misji pobocznych mamy też inne zadania dobrowolne, na przykład pstrykanie fotek ludziom w dziwnych sytuacjach (można odblokować tak nowe ciosy), zbierania kluczy rozrzuconych po mieście (w sumie 100), zaliczanie minigierek i szukanie nowych ofiar, czy też zaliczanie wyzwań od mistrzów, lub modyfikowanie naszych broni.

Niby wszystko OK, ale dość wyraźnie widać że prawie wszędzie mogło być lepiej, a gra ma ogromny, częściowo zmarnowany potencjał. Żeby daleko nie szukać spora część mini gierek ma tak idiotyczne sterowanie że aż nie chce się w nie grać: najbardziej wkurzały mnie golf i kręgle, system randek jest, wygląda na zaimplementowany, ale nie jest wykorzystywany, ponieważ każdą dziewczynę zabieramy na dwie randki, pakuje się w kłopoty z których ją wyciągamy, zaciąga nas do łóżka i znika na zawsze, za to pojawia się następna i następna, a po niej jeszcze jedna i cztery i siedem… Zawsze jest tak samo i cały fragment który mógł być ciekawym dodatkiem sprowadza się do niezbyt wyrafinowanego trzepania expa. Drugi problem to ciągłe walki, nie można przejść od jednej knajpy do drugiej żeby nie wdać się w bójkę – niby fajnie bo to gra akcji, ale jeśli w ciągu godziny stoczymy takich walk co najmniej 20 to odechciewa się trochę łazić po okolicy i bierzemy się za wątek główny, tam przynajmniej walki są bardziej wymagające.

Pod względem graficznym Yakuza 3 prezentuje się przyzwoicie jak na pierwsze lata PS3, problem w tym że już przed nią gry wyglądały dużo lepiej. Nie jestem stanie pokazać palcem co mi nie pasuje, bo niby wszystko jest w porządku, wodotrysków sporo, ale jednak pewien graficzny niedosyt we mnie zostawiła... Może to dlatego że postaci poza walkami ruszają się tak sztywno jakby nosili pajączki. Zupełnie inna sprawa to ilość szczegółów jakie widzimy zwiedzając miasto: tłumy ludzi, automaty z kawą, małe i większe sklepy, reklamy, neony, ozdoby. Wszystko tak jak powinno wyglądać w tętniącym życiem mieście. Przez całą moją przygodę z grą ta zwolniła tylko jeden raz, gdy miałem do dyspozycji większy kawałek areny ruszyłem w pościg za bossem zamiast najpierw zająć się jego przydupasami. W pewnym momencie zrobiło się ich za dużo i gra wyraźnie zwolniła. Pamiętny nauczki więcej tak nie robiłem (bo i okazji było niewiele) a gra odwdzięczyła mi się stałą, płynną animacją bez jakichkolwiek zauważalnych zwolnień.

Pod względem dźwiękowym jest mniej więcej tak samo jak przy grafice, gra siedzi troszkę za mocno w poprzedniej generacji i w porównaniu z konkurencją trochę odstaje jeśli chodzi o dubbing. Zdecydowano się zachować oryginalny, japoński dodając jedynie napisy, ale ma on miejsce tylko w filmikach. Resztę gry przeklikujemy się przez plansze z tekstem które wszyscy znamy od wielu już lat. Co prawda dodano do niektórych z nich pomrukiwanie i krótkie wypowiedzi dobierane z niezbyt dużego zasobu (zazwyczaj jednosylabowe), ale to za mało. Na szczęście dubbing jest dobry, może nawet trochę lepszy niż ten w pierwszej części, która wyszła w pełni po angielsku (i była pod tym względem bardzo dobra). Na szczęście muzyka jest dość ciekawa i dobrze pasuje do gry, a efektom dźwiękowym też niczego nie brakuje.

Ogólnie rzecz biorąc dostaliśmy dobrą grę która regularnie wymachuje wielkim transparentem „mogłam być jeszcze lepsza” i to jest w zasadzie jej największa wada – powoduje apetyt którego nie jest w stanie do końca zaspokoić. Pomimo grafiki która nie przypadła mi do gustu ogrom pracy włożonej w szczegóły miasta robi ogromne wrażenie, a dźwięk, pomimo naleciałości z poprzedniej generacji (głównie bardzo oszczędny dubbing) także prezentuje się na dobrym poziomie.
Polecam wszystkim którzy lubią trochę akcji, ale nie mają nic przeciwko okazjonalnemu zwolnienia tempa żeby pobuszować trochę po mieście. Dla fanów Shenmue gra może stanowić jej tańszy i mniej rozbudowany zamiennik w czasie gdy wciąż mają nadzieję na jej trzecią część.
Doskonały przykład na to że SEGA pomimo niekorzystnych dla tego trendów wciąż ma ambicje i możliwości żeby tworzyć rozbudowane i wymagające gry.

Zalety:
-miasto pełne szczegółów, aż chce się buszować w zaułkach
- bardzo fajnie zrobiona walka i możliwość ustawienia odpowiedniego dla naszych umiejętności poziomu jej trudności
- dużo minigierek i misji pobocznych

Wady:
- wyraźnie widać że mogła być jeszcze lepsza
- Kazumie przydałby się masaż, bo chodzi strasznie sztywno